Dawno, dawno temu, za górami, za lasami... - jak się w bajkach zaczyna, tak mą opowieść rozpoczynam. Historia ta rozpoczyna się w królestwie Magnolii, gdzie władzę sprawuje niegodziwy i surowy władca, gdyż pieniądz najważniejszy dla niego był, bardziej niż poddani czy własna córka. Na imię było mu Jude Heratphilia. Jednak nie zawsze był taki. Popadł w ten stan po stracie swej ukochanej małżonki - Layly, która przed siedmiu laty zmarła tragicznie w pożarze spowodowanym przez złego smoka. Jednak nie o tym historia. Opowiada ona o najpiękniejszej dziewczynie, urodą przewyższającą nawet swoją zmarłą matkę. A imię jej brzmiało - Lucy. Jej uroda była tak podziwiana, że książęta ze wszystkich królestw, zjeżdżali się by prosić ją o rękę. Pewnie myślicie że historia ta będzie o rycerzu, który przybędzie na białym koniu, pokona złego smoka i weźmie piękną księżniczkę za żonę. Jeśli tak uważacie to bardzo się mylicie, a jak bardzo... dowiecie się w tej krótkiej opowieści.
Był przepiękny, słoneczny poranek. Śpiew ptaków wypełnił duży pokój, wybudzającej się już ze snu pięknej księżniczki. Miała piękny sen, bawiła się z różowo-włosym chłopcem w pobliskim lesie, śmiali się i żartowali, a wokół nich tańczyły świetliki. Jednak po chwili chłopiec puścił jej rękę i powiedział że musi już iść, jednak - Wrócę po Ciebie - dodał zanim odbiegł. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Służba, jak co dzień, czekała aby przygotować uwielbianą księżniczkę na spotkanie z jej ojcem - Królem. Mimo tej pięknej pogody i wspaniałego snu, który okazał się być jej najwspanialszym wspomnieniem z dzieciństwa, dziewczyna była smutna. Zawsze miała przykry humor kiedy szła na spotkanie ze swoim ojcem, jednak dziś smutek był nie do zniesienia. Zdawała sobie sprawę co czeka ją na tym spotkaniu.
Służba ubrała ją w piękną, czerwoną suknie do kostek, ze złotym haftem. Nie znosiła ich. Ciężko było się w nich poruszać i oddychać. Włosy zostały spięte w wysoki kok, i przyozdobione różą i koralikami. Na końcu założyła złoty diadem. Podziękowała służką i po wyjściu z sypialni, ruszyła długim korytarzem w stronę sali tronowej. Na ścianach korytarza widniały drogie obrazy, które przedstawiały wszystkich władców Magnolii. Obraz przedstawiający Króla Jude Heartphilie, był największy i z najbardziej ozdobioną ramą. Dziewczyna jeszcze bardziej posmutniała. Kiedyś, w tym miejscu wisiał obraz przedstawiający całą rodzinę Heartphili'ów. Byli na nim, Jude, Layla oraz maleńka w tedy Lucy, a u ich stóp leżał duży złocisty labrador. Teraz z rozkazu jej ojca, został zdjęty i wyniesiony gdzieś do zakurzonej piwnicy w zamku. Księżniczka przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej mieć tę rozmowę za sobą. Stanęła przed dużymi, białymi drzwiami prowadzącymi do sali tronowej. Wciągnęła głęboko powietrze, i powoli wypuściła. Straże otworzyły drzwi od wewnątrz i wpuścili złotowłosą do obszernej sali. Na końcu stał duży pozłacany tron z białego marmuru. Prawie wszystko było z marmuru - podłoga, okrągłe kolumny, a także schody prowadzące na tron. Na nim siedział mężczyzna średniego wieku. Jego włosy, niegdyś ciemnego blondu, teraz były trochę posiwiałe i przybladłe. Oczy miały ciemny zarys, a jego twarz byłą wykrzywiona w nieprzyjemny grymas, który od siedmiu lat nigdy nie zniknął, choćby na chwilę.
- Córko. Podejdź. - Król, machnął ręką na stojącą w progu córkę, nawet się z nią nie witając.
- Tak, ojcze. - wyprostowała, się i ruszyła pewnym krokiem ku tronowi. - Witaj. - Dodała stojąc u podnóża wyniosłego siedziska.
- Dziś kończysz 17 lat. Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to wiek w którym powinnaś już wybrać męża. - powiedział srogo. Mężczyzna podparł na dłoni lekko zarośnięty podbródek.
- Tak, ojcze. - złotowłosa, odrzekła sztywno i kiwnęła głową twierdząco.
- Dobrze. Więc którego z książąt wybrałaś?
- Nikogo, ojcze.
- Jak to nikogo! - jego w miarę spokojny do tej pory głos, uniósł się znacznie. - Dałem Ci wybór. A ty nikogo nie wybrałaś?!
- Nie o.ojcze. - głos dziewczyny lekko zadrżał. Spuściła wzrok na wypolerowaną posadzkę. - Nie pragnę męża. - dodała już bardziej opanowana.
- Nic mnie nie obchodzi czego pragniesz. - krzyknął. - Wyjdziesz za mąż! Sam wybiorę Ci męża.
Władca nerwowo postukał palcem o ramię tronu i zastanowił się chwilę.
- Wyjdziesz za pierwszego księcia sąsiedniego królestwa Felicjii, za księcia Graya Fullbustra. To bogaty kraj, dużo na tym zyskamy.
Złotowłosa zadrżała. Chciała już zaprzeczyć, cokolwiek powiedzieć, ale kiedy poczuła na sobie ten wzrok ojca, skinęła tylko głową twierdząco i ruszyła w stronę wyjścia z komnaty.
- Wasz ślub odbędzie się za miesiąc. Nie chcę żadnych zaprzeczeń. - za jej plecami rozgrzmiał głos ojca.
Zacisnęła wargi, a drzwi komnaty zamknęły się zaraz za nią. Po policzku zaczęły spływać słone łzy. Biegła ku swojej komnacie, nie odpowiadając na powitania czy życzenia służących. Po prostu biegła, czasem potykając się o dół czerwonej sukni. Kiedy była już w swojej sypialni, rzuciła się na łóżko i głośno zapłakała.
Jej zaprzyjaźnione służki przysiadły na łóżku koło płaczącej blondynki i pocieszały ją, choć nic to nie mogło pomóc.
Dziewczynę obudził przerażający krzyk, który rozniósł się po całym zamku.
- To smok! Smok powrócił! - krzyk coraz bardziej się nasilał.
Kobieta która ogłaszała wiadomość biegała po całym zamku, budząc wszystkich.
Był środek nocy. Jednak rozbudzonej dziewczynie wydawało się że jest wczesny ranek. Kiedy podeszła do okna, wiedziała już co daje tak jasne światło. Miasto stało w płomieniach. Dziewczyna stała jak wryta, krzyki kobiety jakby przycichły, a czas zwolnił... jednak to trwało tylko chwilę. Powietrze przeszył głośny ryk, tak głośny że szyby okien prawie nie rozleciały się na kawałki.
Do pomieszczenia wpadła jedna ze służek. Była tylko w białej koszuli nocnej. Ją też dopiero wybudzono. Podbiegła do oniemiałej księżniczki, złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę korytarza.
- Księżniczko. Musisz uciekać! Wszyscy zginiemy! - krzyczała służka, ciągnąc za sobą wciąż zszokowaną blondynkę. - Król już się ukrył. Ty też musisz się skryć!
- Nie.. stój. - blondynka wyszeptała ledwo słyszalnie, jednak służce to wystarczyło by się zatrzymała.
- O czym ty mówisz księżniczko, uciekaj!
- Nie... co z ludźmi! - dziewczyna z powrotem kontaktowała.
- Dadzą sobie radę. Musisz się ukryć!
- Nie! - Blondynka wyrwała dłoń służce i pobiegła w stronę drzwi frontowych - Ty się schowaj. Dam sobie radę! Pomogę ludziom! - wykrzyknęła jeszcze zszokowanej służce.
Dziewczyna biegła boso drogą prowadzącą do miasta, nie zważając na ból poranionych stóp. Biegła ile sił w nogach. Miała na sobie białą lekką, sukienkę która służyła jej za piżamę.
Stanęła na skraju miasta, wszystko pochłaniały płomienie, ze wszystkich stron dobiegał ją głos krzyczących dzieci i kobiet. Nie zważając na ogień wbiegła do jednego z podpalonych domów. Słyszała płacz dziecka na piętrze. Przecisnęła się przez połamane belki i wspięła się po zniszczonych schodach na pierwsze piętro. Tam ogień był mniejszy, na końcu korytarza słychać było donośny płacz dwójki dzieci. Przeskoczyła przez palącą się belkę i już była w pokoju dzieci. Na podłodze siedziała dziewczyna, której wiek, Lucy oceniła na ok. 10 lat. Przytulała do piersi jednoroczne dziecko, wszędzie unosił się dym, a w ledwo ocalałym pokoju zaczął rozprzestrzeniać się ogień. Nastolatka podbiegła do dzieci, wzięła pierwszoroczne na ręce a starszą złapała za rękę i pociągnęła w stronę okna. Na szczęście pod domem zauważyła ludzi.
- Ej! - zawołała na co przebiegający mężczyzna zatrzymał się, i poszukał wzrokiem szukającej. - weź dzieci! - dokończyła, a mężczyzna podbiegł pod budynek.
Byli na pierwszym piętrze więc nie było tak wysoko. Blondynka zwróciła się do zszokowanej starszej dziewczynki.
- Posłuchaj mnie. - położyła dłoń na ramieniu dziewczynki. - Powoli spuszczę Cię do tego pana na zewnątrz. Musisz mocno się mnie trzymać. weźmiesz też swojego braciszka, rozumiesz?
Dziewczynka pokiwała twierdząco głową i wzięła młodsze rodzeństwo od dziewczyny. Chłopczyk przestał płakać, tylko mocno złapał się siostry. Heartphilia złapała dziewczynkę pod pachy i całą siłą spuściła do czekającego mężczyzny. Kiedy dzieci były już bezpieczne, w pokoju zawalił się belka i uniemożliwiła dziewczynie ucieczkę przez okno. Była w potrzasku, wejście którym wcześniej dostała się do pokoju stało całe w płomieniach.
- To chyba mój koniec. - wyszeptała. - przynajmniej mogłam komuś pomóc. - po tych słowach upadła na podłogę i zaczęła krztusić się dymem. Powietrze przeszył kolejny ryk, Teraz dziewczynie zdawało się że smok znajdował się tuż koło niej. Chyba się nie pomyliła. Na zewnątrz usłyszała głośne krzyki dzieci i mężczyzny który pomógł w ich uratowaniu. Uciekali. Jej oczy lekko przysłoniły się mgłą. Ścianę budynku zburzyła gigantyczna smocza łapa. Lekko ujęła ciało na pół przytomnej blondynki i wyciągnęła za zewnątrz. Wielkie ciemne, ale piękne oczy wpatrywały się w poranioną dziewczynę. objął jej ciało łapami upewniając się że nic jej nie grozi i wzbił się w powietrze, wydając z siebie jeszcze jeden głośny ryk i ruszył w stronę lasu, który rósł na północy królestwa. A zwą go zakazanym. Ciemne niebo i cisza która następowała, wraz z oddaleniem się od miasta, było ostatnim co zobaczyła księżniczka nim zemdlała. Ogarnęła ją ciemność.
Porwana przez smoka, kiedy otworzyła oczy ujrzała szary, skalny sufit. -'Jestem w jaskini' - stwierdziła w myślach. Jednak coś jej nie pasowało. Było jej przyjemnie miękko i ciepło. Jej dłonie i nogi były obandażowane, a jej ciało obmyte. Kiedy się podniosła zdała sobie sprawę że leży w smoczym legowisku, wypełnionym wszelkiego rodzaju drogimi i miękkimi tkaninami. Tyle że było dość małe jak na gigantycznego smoka. Na środku jaskini było duże jezioro z krystalicznie czystą wodą a wszędzie wokół rosła żywo zielona trawa, wejście do jaskini było ogromne i dawało dużo światła. -'Ranek'- dziewczyna podniosła się, a do jej głosy napłynęły obrazy z minionej nocy. Pożar, płaczące dzieci, smok. -' No tak, Porwał mnie... Ale kto w takim razie opatrzył moje rany?'- Była ubrana w niebieską krótką sukienkę. Zawstydziła się na myśl że jakiś mężczyzna mógł ją dotykać tam i tam... Jej przemyślenia przerwał ostry podmuch wiatru. Do jaskini wleciał szkarłatny smok, ten sam który w nocy zaatakował miasto. Smok widząc wybudzoną już dziewczynę... zaśmiał się. To przypominało warknięcie, jednak dało się dosłyszeć rozbawiony głos.
- T..ty. - zaczęła blondynka - zamierzasz mnie zjeść, prawda? - dokończyła już pewniej.
Smok jeszcze głośniej się roześmiał, jednak nie czekając na reakcje blondynki, ogień zawirował wokół niego a w miejscu gdzie stał smok, pojawił się różowo-włosy chłopak. Miał piękne ciemne oczy. Ubrane miał na sobie tylko białe spodnie, więc dziewczyna bez przeszkód obejrzała sobie jego umięśniony tors. Zarumieniła się na jego widok, jednak wciąż zszokowana wpatrywała się w podchodzącego do niej chłopaka, jak widać bardzo rozbawionego.
- Kiedyś jak zmieniałem się w smoka to bardzo Ci się podobało. - chłopak głośno się roześmiał.
- Kiedyś... - wyszeptał dziewczyna, przypomniał jej się sen który miała, a raczej wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z różowo-włosym chłopcem trzymała się za ręce i razem bawili w tym właśnie lesie w którym była właśnie ta jaskinia. - To ty.. Natsu. - przypomniała sobie jego imię, jednak nie pamiętała by chłopiec kiedykolwiek zamieniał się w olbrzymiego szkarłatnego smoka, ziejącego ogniem.
- Bingo. - uśmiechnął się.
- Nie wierzę. - na jej twarz wpłynął lekki uśmiech.
- Obiecałem że po Ciebie wrócę. - zbliżył się do dziewczyny i obejmując ją w tali mocno przyciągnął do siebie i przytulił.
Dziewczyna odwzajemniła uścisk, i szerzej się uśmiechnęła.
- Tęskniłam. - wyszeptałam. Choć nie miała zbyt wielu wspomnień z tamtego okresu, pamiętała tego chłopca, który znalazł ją płaczącą w lesie po śmierci matki. Bawił się z nią codziennie, jednak pewnego dnia po zabawie powiedział że przez jakiś czas nie będzie mógł przychodzić i powiedział że kiedyś po nią wróci - Dotrzymałeś obietnicy.
- Tak.
Trwali w tym uścisku jeszcze chwilę, kiedy dziewczyna się od niego odsunęła.
- Nie pamiętam żebyś był smokiem - nie kryła zdziwienia.
- Nie pamiętasz? - teraz to Natsu się zdziwił.
- Nie. A tak po za tym... Czemuś podpalił miasto?! - krzyknęła oburzona.
- To nie ja podpaliłem miasto! - wkurzył się - Nie osądzaj mnie od razu! - prychnął - Kiedy tylko zbliżyłem się do zabudowań, Czi ludzie w zbrojach celowali we mnie podpalonymi strzałami, które odbiły się od moich łusek i trafiły w budynki. - wytłumaczył i splótł ręce na klatce piersiowej.
- Wybacz że źle Cie oceniłam. - Lucy, poczuła się winna, więc przeprosiła swojego przyjaciela.
- Spoko. Nie potrafię się na Ciebie gniewać. - uśmiechnął się na ten swój cudowny sposób. - A wiesz co teraz będzie? - podszedł bliżej dziewczyny.
- Co będzie? - zdziwiona przekrzywiła głowę.
Chłopak złapał ją za dłonie i pociągnął do siebie, namiętnie całując. O dziwo dla dziewczyny było to tak przyjemne że nie protestowała. Kiedy już się od niej oderwał, spojrzał jej głęboko w oczy.
- Zostaniesz moją żoną. - był poważny, dało się to zobaczyć na pierwszy rzut oka.
- Co.. żoną?! - na twarz blondynki wpłynął szkarłatny rumieniec.
- Tak, żoną. Wybrałem Cię. Jesteś teraz tylko moja. - uśmiechnął się podstępnie i na nowo złączył ich usta w pocałunku.
Dziewczyna oddawała pocałunki z nieukrywaną radością. Kiedy oderwali się od Siebie by zaczerpnąć tchu. Coś się jej przypomniało. Zadrżała, co nie uszło uwadze Dragneela.
- Coś się stało? - spojrzał na nią z zatroskaniem.
- B..bo. Mój Ojciec. Będzie mnie szukał, może wysłać nawet armię. On chce żebym wyszła za jakiegoś księcia z sąsiedniego królestwa. Boje się... - zadrżała.
- Nie bój się, ja Cię obronię. - Uśmiechnął się i dumnie wypiął pierś.
- Nie o siebie się boje! Tylko o Ciebie. Oni mogą Cię zabić. - nie żartowała. Cała trzęsła się ze strachu że król wyśle armię.
-Lucy... - objął ją w tali, i szybkim ruchem przewrócił ją na swoje legowisko, tak że ona znajdował się nad nią. - Nie bój się. Nic mi nie będzie. Za nic Cię nie oddam. - Na nowo złączyli usta w namiętnym pocałunku. - Sprawię że będziesz moja.
Twarz dziewczyny pokryła się szkarłatnym rumieńcem.
- Mhmm, - zgodziła się.
- Już zawsze będziesz moja, i tylko moja.
(Tak doczekaliście się! ^.^ Uwaga! +18 - ale i tak pewnie każdy to przeczyta xD)
Oczy chłopaka przybrały zielony odcień. Każdy kolejny składany na ustach brązowookiej pocałunek był coraz bardziej namiętny i zachłanny. Pragnął jej, a ona jego. Kochali się od zawsze, byli sobie przeznaczeni. Chłopak oderwał się od ust dziewczyny i zaczął składać pocałunki na jej szyi, wywołując u dziewczyny ciche mruczenie. Uśmiechnął się z zadowolenia że daje dziewczynie tyle przyjemności. Pocałunki schodziły coraz niżej, czasami przejeżdżał po jej ciele językiem. Blondynka nie zorientowała się kiedy ich ubrania zostały doszczętnie spalone przez ogień. Jego dłonie badały każdy skrawek jej ciała, w końcu dotarły do piersi dziewczyny i zaczęły je niepewnie pieścić. Słysząc nasilające się pojękiwania dziewczyny, jego pewność siebie wzrosła. Składał pocałunki na każdym skrawku jej rozpalonego ciała. Oderwał się na chwilę by spojrzeć na twarz dziewczyny. Była cała zarumieniona, a na jej twarzy widniał uśmiech. Kiwnęła głową na znak zgody. Objął ją delikatnie w tali, i rozsuwając jej nogi powoli w nią wszedł. Blondynka syknęła z bólu a po twarzy spłynęła samotna łza. A jednak wciąż się uśmiechała, była szczęśliwa jak nigdy. Chłopak zaczął się powoli poruszać, z czasem przyspieszając. Ich oddechy przyspieszały, a jaskinie wypełniły ich głośne pojękiwania. Blondynka przejechała paznokciami po placach Dragneela, zostawiając czerwone ślady. Co zwiększyło podniecenie Natsu. Lucy, oplotła nogi wokół pasa chłopaka, pozwalając mu tym samym na swobodniejsze ruchy. Po chwili poczuła rozpływające się ciepło w jej ciele. Ciemnooki opadł tuż obok dziewczyny, która mocniej wtuliła się w jego nagi tors. Obydwoje czuli spełnienie.
- Kocham Cię, Natsu.
- Ja też Cię kocham, Lucy. - zasnęli wtuleni w siebie i zadowoleni.
Pierwsza obudziła się Lucy. Widząc śpiącego, u jej boku ukochanego, uśmiechnęła się i odruchowo zaczęła bawić się jego włosami. Zajęcie tak ją pochłonęło że nie zauważyła kiedy różowo-włosy się obudził. Na jej twarz wpłynął pokaźny rumieniec.
- Ohayo, Lucy. Teraz jesteś moją żoną. - Uśmiechnął się wesoło, przyciągając bliżej dziewczynę.
- Ohayo... jak to?. - zdziwiła się.
- Według smoków, po wspólnie spędzonej nocy stałaś się moją żoną. - uśmiechnął się wesoło i przyciągnął do siebie 'żonę'.
- Ciesze się. - wyszeptała i oddała się uściskowi ukochanego.
Wydawałoby się że trwali w milczeniu godzinami. Rozumieli się bez słów.
- Lucy. Chodźmy do twojego ojca. - chłopak spojrzał głęboko w jej czekoladowe oczy.
Zadrżała.
- Spokojnie. Obronie Cię w razie czego. Chcę byś powiedziała mu wprost co czujesz, inaczej będzie Cię to boleć do końca życia.
- Wiem.. - słabo się uśmiechnęła. - Ale, nie mam się w co ubrać. - zachichotała na wspomnienie spalonych ubrań.
- Coś się znajdzie. Odkupiłem od pewnego kupca kilka sukienek dla Ciebie, kiedy Cię tu sprowadziłem. - z uśmiechem wskazał blondynce, skrzynie stojącą niedaleko.
Podniósł się i wziął dziewczynę na ręce, ku jej zaskoczeniu, ruszył w stronę jeziora. Powoli razem z blondynką zanurzyli się w o dziwo ciepłej wodzie.
- Podgrzewam ją. - wyjaśnił chłopak.
Umyli się i ubrali w nowe ciuchy. Lucy miała na sobie białą, sięgającą do ud sukienkę na ramiączkach, i zwykłe sandały. Natomiast chłopak założył białe spodnie, niemal identyczne co poprzednie i czarną kamizelkę. założył również biały szalik podobny do smoczych łusek, z którym chłopak nigdy się nie rozstawał, ku spostrzegawczości brązowookiej.
- Jak zmienię się w smoka to wskocz mi na grzbiet, tak będzie szybciej.
Blondynka pokiwała głową na znak zrozumienia.
Różowo-włosego otoczyły płomienie i już po chwili zmienił się w gigantycznego szkarłatnego smoka. Położył się na ziemi, by ułatwić dziewczynie wspięcie się na jego grzbiet. Kiedy blondynka siedziała już na miejscu.... smok wystartował. Okrążyli ugaszone już miasto, tak aby nie został wypatrzony przez ludzi i wylądował tuż przed zamkiem, wzbudzając strach i zamieszanie wśród wartowników. Smok przeobraził się w różowo-włosego chłopaka, przy którym stała księżniczka Lucy. Nikt ze służby nie odważył się podejść do zmierzającej ku wejściu do zamku parze.
Drzwi prowadzące do sali tronowej otworzyły się z niemałym hukiem pod siłą kopnięcia smoczego chłopaka. Król siedzący na tronie nawet nie zareagował puki do komnaty nie wkroczyła jego córka, Lucy.
- Ojcze... - zaczęła pewnie jednak nie dane było jej nic więcej powiedzieć.
- Co ty sobie wyobrażasz! I ty nazywasz siebie moją córką! Pozwoliłaś by smok Cię porwał! Masz wyjść za mąż jeszcze dzisiaj!
Drżała ze strachu.
- Zamilcz, staruchu - syknął Natsu.
Król cały poczerwieniał ze złości.
- Kim ty jesteś by tak się do mnie zwracać, obdartusie! - Król prawie wyszedł z siebie.
Chłopak przyciągnął do siebie złotowłosą i wyzywającym wzrokiem spojrzał na 'teścia'.
- To moja żona! I nikomu jej nie oddam! - oznajmił.
- Córko, coś ty zrobiła! Czy ty wiesz ile na tym stracę?!
Nie wytrzymała, koniec z tym.
- Nigdy więcej nie będziesz mi mówił za kogo mam wyjść, lub co mam robić! Mam swoje życie! Ty nigdy nie traktowałeś mnie jak córkę! Zależy Ci tylko na pieniądzach! Kiedy Natsu mnie zabrał, poczułam się naprawdę wolna! I mam zamiar spędzić z nim resztę życia. Czy to Ci się podoba czy nie! - wykrzyczała, wszystko co miała na sercu. Poczuła ulgę.
Jude aż zaniemówił.
- Przykro mi teściu, ale porywam tę księżniczkę! - różowo-włosy przemienił się w smoka, niszcząc przy tym prawie całą komnatę, złapał Lucy i wyleciał z zamku w stronę ich jaskini.
Heartphilia stał chwilę w szoku po czym usiadł z powrotem na tronie i podparł głowę ręką.
- Przepraszam, Layla. Zrobiłem coś niewybaczalnego naszej córce.
9 miesięcy później~
- Natsu! To boli! - krzyk dziewczyny rozniósł się w całej jaskini (teraz już przystosowanej dla ludzi do życia).
- Jeszcze trochę pani Lucy. - młoda zaprzyjaźniona lekarka imieniem Wendy, właśnie pomagała przy porodzie blond-włosej dziewczyny. - Jeszcze trochę. Widać główkę.
Blondynka ściskała dłoń swojego męża.
Po chwili, w jaskini rozniósł się donośny płacz nowo narodzonego dziecka.
- Gratuluje państwu. - Wendy po umyciu dziecka i zawinięciu go w koc podała, je ojcu. - MAcie państwo córeczkę.
Małe brązowe oczka spoglądały właśnie na uśmiechnięte twarze swoich rodziców. Dziewczynka miała różową czuprynę po tacie i brązowe oczy po mamie.
- Natsu, jak damy jej na imię? - Blondynka uśmiechnęła się do chłopaka.
Zastanowił się chwilę po czym z uśmiechem na twarzy powiedział.
- Może być Nashi?
- Nashi. Podoba mi się. - zaśmiała się blondynka, po czym przejęła dziecko od jego ojca. - Kochamy Cię Nashi.
Dziecko zaśmiało się wesoło.
A co było potem, tego już sienie dowiemy. Ale widząc takie zakończenie mogę stwierdzić iż mogę dodać ..
I żyli długo, i szczęśliwie~
____________________________________________________
Ten one-shot może nie jest tak dobry jak wiele innych, które na pewno czytaliście, ale jestem z niego zadowolona. A co o nim sądzicie i jakie macie uwagi, proszę napiszcie mi w komentach!
Ps: jeśli widzieliście gdzieś podobną fabułę w innym one-shot to z góry przepraszam, ale podkreślam że sama wszystko pisałam i nie zrzynałam od innych bloggerów.
Łał!!!!!! chwila bo nie mogę ... ALE SUPER !!!! normalnie system padł!!!
OdpowiedzUsuńUspokój się . Spokój.
To tak , one-shot jest czadowy ,super ,normalnie zagilbisty. Ciekawa fabuła i wszystko zrozumiale napisane . Ode mnie masz 6+++. Ja nadal nie mogę otrząsnąć się z szoku.Ty naprawdę masz talent.
I ode mnie masz kopniaka z weną .
Pozdrowionko~odemnie i ekipy( może będą w następnym komie:))
Łał. Pierwszy raz napisałam one-shot. I jestem po prostu w szoku że komuś mógłby się spodobać. To bardzo miłe.. aż rwę się do pisania kolejnego... :D
UsuńŚwietny OneShot :3
OdpowiedzUsuńTaki romantyczny i taki romantyczny!~♥
Przesliczneee! Kawaiiiii! Co z tego ze z 18+?! >\\\<!? To nawet było uroczeeee
OdpowiedzUsuń